Plan był prosty. Po domknięciu wszystkich piątkowych obowiązków wraz z Krzyśkiem z KM-Fotografia Użytkowa oraz z jego siostrą, mieliśmy wsiąść w furę i kierować się do Zakopanego. Plecaki miały być zaopatrzone w prowiant, wodę oraz ekwipunek biwakowy. Mieliśmy być samowystarczalni, tylko wodę planowaliśmy czerpać z naturalnych źródeł. Cel – Morskie Oko.
Planowa trasa wyprawy.
Wyjechaliśmy finalnie około północy, zmieniając się za kierownicą co 1-2 godziny, popijając kawę itp. wspomagacze. Po dotarciu do Zakopca, zaparkowaliśmy auto, dopiliśmy kawy, zarzuciliśmy toboły na plecy i około 8 rano wyruszyliśmy w kierunku Czarnego Stawu Gąsienicowego.
Selfie musi być 😉
Pierwsze korki na trasie.
Po dotarciu nad Staw Gąsienicowy, zrobiliśmy sobie postój, na kontrolę stóp oraz wrzucenie czegoś konkretniejszego na ząb. U mnie niestety, odzywać zaczęła się coraz mocniej kontuzja kostki, która jak się okazało, nie zdążyła się do czasu wyjazdu porządnie zregenerować. Ale cóż, nikt nie mówił, że góry to rurki z kremem. Zarzuciliśmy plecaki i ruszyliśmy w kierunku najważniejszego punktu całego wyprawy – Przełęczy Zawrat.
W trakcie marszu, uzupełniliśmy zapasy płynów. W ramach uzdatniania użyliśmy magicznych tabletek 😉
Obydwaj mieliśmy na sobie obuwie Haix model Nepal Pro. Mimo drugiego gatunku, buty spisały się rewelacyjnie, szczególnie urzekło mnie klejenie się ich do skał podczas wspinaczki. Recenzja już niebawem.
– daleko jeszcze?
– tak! 😀
– super..
Pierwszy poważniejszy spadek energii uzupełniłem kawą z cukrem, co przyznam bez bicia, kopnęło mnie solidnie w tyłek do dalszego działania.
Po krótkim naładowaniu baterii, przed naszymi oczami ukazał się las…
…ludzi.
Spora kolejka przed wejściem na szczyt, była nie tyle co zasługą sporego zainteresowania tym miejscem, a brakiem organizacji na etapie wejścia i zejścia. Gdy po dotarciu do wąskiego gardła okazało się, że więcej czasu turyści spędzają na wzajemnym przekrzykiwaniu się co do ilości osób, która ma wejść lub zejść, postanowiliśmy wziąć sprawy w swoje ręce. Krótkie stanowcze komendy, oraz pomoc osobom, które trochę przeceniły swoje możliwości fizyczne, pomogły całkiem sprawnie odkorkować całe miejsce. Niestety straciliśmy w tym miejscu ponad 2 h. Jak się okazało, w tym dniu już nie do odrobienia.
Po wspinaczce na skrajny punkt, przed nami okazał się pierwszy staw z Doliny Pięciu Stawów Polskich.
Zadowoleni?
No to hop, w dół 😉
Obsuwa czasowa w Przełęczy Zawrat oraz coraz wolniejsze tempo marszu podyktowane moją kostką, spowodowało obranie punktu noclegowego w pobliskim schronisku PTTK.
Jak się okazało, na miejscu nie było już żadnych miejsc wolnych pod dachem. Dla nas na plus, trzeba było coś wykombinować. Dorwaliśmy się do drewnianego stołu, na którym ugościła się najmłodsza uczestniczka wyprawy. Folia NRC wraz ze śpiworem musiały wystarczyć. My ułożyliśmy się na dolnych siedziskach. Przed snem, wspólna micha, na którą składały się kabanosy, dojrzewająca kiełbasa, kuskus. Do tego ciepła herbata z miodem. Napełnieni, ułożyliśmy się do snu.
Obudził mnie, nie powiem, niebanalny widok – wschód słońca nad górami. Noc rozkoszna nie była, ale pozwoliła zregenerować siły.
Po szybkim śniadaniu, kontrola trasy i wymarsz do docelowego punktu – Morskiego Oka.
Definitywnie widać już było cel.
Zadowoleni dotarliśmy do miejsca docelowego. Oczywiście przywitał nas widok Janusza turysty, bez koszulki z wywalonym bębnem na wierzchu.. ale cóż, trzeba było wrócić do rzeczywistości. Rześkim marszem ruszyliśmy w kierunku busów, gdzie po zajęciu miejsc na pace i przebiciu się przez pobocza zasypane autami w trybie postojowym, dotarliśmy do naszego powozu. Po przebiciu się przez korki na Zakopiance, bez przygód dotarliśmy do nadwiślańskiej krainy.
Jeszcze nie raz tu wrócę.
Autor: Kaziu
Zdjęcia: KM-Fotografia Użytkowa