Bikepacking w praktyce – czyli słów kilka o podróżowaniu rowerem z bagażem.

20160911_121616

Rower to wspaniałe urządzenie, pozwalające w łatwy i tani sposób pokonywać duże odległości. Nie ma natomiast bagażnika tak pojemnego, jak samochód i jadąc w trasę musimy liczyć się, że każdy dodatkowy kilogram będzie nam ciążył po kilkudziesięciu kilometrach.

Jak zatem jeździć? Najlepiej na lekko :), ale z drugiej strony dobrze jest być również przygotowanym na różne okoliczności. Wiele zależy od tego, gdzie i w jakim trybie podróżujemy. Wszak inaczej przygotowujemy się na wycieczkę całodniową a inaczej na kilkudniowy wyjazd z nocowaniem w terenie.

Pierwsze kilometry w turystyce rowerowej robiłem jedynie z plecakiem na plecach. Miało to tę zaletę, że brało się niezbędne minimum i nie potrzeba było żadnych dodatkowych bagażników na rowerze. Minus- wiadomo już po kilkunastu kilometrach plecy były spocone i obolałe.

Kolej przyszła na klasyczne sakwy, mocowane na tylnym bagażniku. Miało być tak super, bo plecy wolne, w sakwach dużo miejsca i…. no właśnie tu jest pułapka. Wolna przestrzeń zachęca do wrzucenia tych „niezbędnych gadżetów” co skutkuje dodatkowym ciężarem. Poza tym rower zupełnie inaczej zachowuje się w terenie, gdy jest dociążony w ten sposób.

Prób i toreb było kilka, ale zawsze coś było nie tak i przeszkadzało. Któregoś razu będąc na targach rowerowych wypatrzyłem rozwiązanie, które zmieniło moje wyobrażenie o sakwach i bikepackingu. Mianowicie systemy ultralight pozwalające na rozmieszczenie małych toreb na całym rowerze. Wykorzystane tu mamy w pełni miejsce na kierownicy, nad tylnym kołem, a nawet na ramie!

Uszyłem zatem własnego projektu sakwę na kierownicę, do wożenia lżejszego, acz objętościowego bagażu. Zakupiłem tylną mocowaną pod siodło oraz uzbroiłem się w duży trójkąt na ramę i do boju!

Jako że czasu niewiele ostatnio, a noce coraz chłodniejsze zdecydowałem zaatakować większą trasę w drugi weekend września. Wybór padł na trasę o nazwie Zielona Siódemka – czyli alternatywna trasa rowerowa z Warszawy do Gdańska. Trasa liczy łącznie 372 km i jest przewidziana na 5 dni. Ale kto by teraz miał na to czas;) Mam raptem wolny weekend i mocne postanowienie.

Pakowanie:
Na kierownicę idą rzeczy do spania, czyli śpiwór, hamak Lesovik Duch. Dodatkowo apteczka.
W trójkąt na ramę wchodzą narzędzia, zabezpieczenie trelock, telefony , portfel, przegryzki, dętka, pompka i pozostałe drobiazgi,
Sakwa podsiodłowa zawiera ciuchy na zmianę oraz prowiant i tarpa od Lesovika.

IMG_20160912_212118

IMG_20160912_212930

Całkowita waga bagażu ok 8,5 kg, nie licząc wody.

Plan dość prosty, wrócić z pracy ( nota bene, do której dojeżdzam również rowerem) spakować się, wyspać do północy i start na trasę. Udało się zrealizować tylko ten start ok. północy, wyspać się nie było mi dane. Trudno.

IMG_20160910_011411-01

Kieruję się zatem na w stronę Gdańska, wyjazd przez Łomianki. Na początku jak to zwykle bywa lekko, łatwo i przyjemnie. W momencie, gdy przekraczam Wisłę i Narew temperatura odczuwalnie spada. Żeby się nie zapocić, do tej pory jechałem w termie, ale zaczyna ją przenikać zimne powietrze i nie jest już tak fajnie. Zakładam kurtkę i śmigam dalej. Zmęczenie daje się we znaki na kolejnych kilometrach, spada moja czujność i gubię na moment trasę. Niestety muszę zawrócić do ostatniego znanego punktu, ponieważ w okolicy miejscowości Joniec. Dalej idzie całkiem nieźle, choć zaczyna się walka ze zmęczeniem. Ostatecznie w okolicy godziny 5:30 zjeżdżam w las i postanawiam zrobić sobie regeneracyjną drzemkę na hamaczku.

IMG_20160910_091149-01

Z planowanej godziny robią się 4, tak smacznie się spało. Trudno trzeba będzie nadrobić, ale chociaż jestem nieco bardziej wypoczęty. Szybkie śniadanie pod sklepem i w drogę. Trasa praktycznie cały czas wiedzie przez mniejsze miejscowości z dala od głównych dróg, ale nawierzchnia jest dobra. Ruch samochodów również nie przeszkadza więc można spokojnie swoim tempem przemierzać szlak. Aby nadrobić czas i nie skupiać się na tym ile mi jeszcze zostało do celu wyznaczam krótsze odcinki, ciesząc się z małych zwycięstw. Wszak dużo szybciej dojedziemy do Mławy niż do Gdańska 😉

Kilometry lecą, kolana o dziwo nie bolą. Tu duża zasługa zmiany roweru na Marin Muirwoods 29er. Duże koła na gładkim bieżniku i dobrych piastach toczą się jak szalone. Przełożenia trekkingowe pozwalają zachować odpowiednia kadencję oraz dobrą prędkość bez specjalnego zmęczenia.

IMG_20160910_182412-01
Docieram pod Grunwald, tu robię chwilę przerwy, aby odwiedzić muzeum oraz zjadam ciepły posiłek. W planie na dziś dotrzeć co najmniej do Ostródy, a najlepiej jeszcze dalej.

 

We wrześniu dni są już znacznie krótsze i znacznie szybciej się ściemnia. Najbardziej nie lubię tej pory, gdy nie jest jeszcze ciemno, ale już bez światła ciężko jechać. Wbrew pozorom dość szybko udaje mi się dotrzeć do Ostródy i mam siły na kontynuację jazdy. Trzeba zatem kręcić dalej.

Odcinek od Morąga do Pasłęk zrobił na mnie największe wrażenie. Wąska asfaltowa dróżka przez ciemny, gęsty las z dużą ilością wzniesień. Całość efektu dopełniła gęsta mgła. Po prostu świetnie. Nie należę do osób strachliwych, ale czułem się nieswojo jadąc jedynie w strumieniu swojego światła w ciemności takiej, że gdy się odwracałem za siebie lub patrzyłem na bok widziałem tylko nicość. Może to zmęczenie, a może pobudzona wyobraźnia podsuwała różne obrazy „Drogi „jak z książek Jakuba Ćwieka (polecam lekturę ;). Co ciekawe, nie wiem jak to się stało, ale w wielu momentach miałem wrażenie, że zbliżam się do wzniesienia i będę musiał mocniej przycisnąć, natomiast rower się dodatkowo rozpędzał jakby jechał z górki. Nie wnikałem, chciałem po prostu jak najszybciej dojechać do nieco bardziej oświetlonego fragmentu.

IMG_20160911_002506-01

Za miejscowością Pasłęk, latarka zaczynała szwankować i jazda przy niedostatecznym oświetleniu mogła skończyć się niezłą glebą. Ponieważ zmęczenie zaczęło mnie dopadać coraz mocniej, a dodatkowo zaczął padać deszcz i dosłownie wszystko miałem mokre, zadecydowałem o postoju do rana. Procedura podobna jak poprzedniej nocy. Zjazd w zagajnik. Rozpięcie tarpa i hamaka, przypięcie roweru do drzewa i do śpiworka. Zmęczony usnąłem ekspresowo.

20160911_121601

Pobudka rano, szybkie śniadanko i dalej w trasę. Do Elbląga mam rzut kamieniem, a stamtąd do Gdańska już niedaleko. Do południa towarzyszyła mi szarówka, ale chwilę po południu chmury się rozwiały i wyszło cudowne słońce. Dojeżdżając do Stegny, zadecydowałem o odbiciu z trasy nad morze w Jantarze. Tu też czekało mnie drugie śniadanie na plaży i chwila odpoczynku.

IMG_20160911_114120-01

Z Jantaru droga już dość prosta, do promu, na który nie musiałem długo czekać, a następnie bezpośrednio na Gdańsk. Tak jak przewidywałem ten odcinek zajął mi ok. 2 godzin.

IMG_20160911_112755-01
Udało się! Dotarłem do Gdańska. Tu radość moja mogły przyćmić jedynie kolejki i brak dostępnych miejsc dla pasażerów z rowerami w PKP 😉

IMG_20160911_140851-01

Do centrum wyszło łącznie 412km. Dodatkowo pojechałem odwiedzić znajomych, pokręciłem się po Gdańsku w oczekiwaniu na pociąg a później w Warszawie do domu również trzeba było dojechać tak więc zaliczone łącznie dodatkowe extra 35 km.

endo

Gorąco polecam trasę, ekipa Zielonej Siódemki, naprawdę dobrze przygotowała roadbooka.

Autor -FoX-

Comments

comments

Posted in Aktualności, Relacje and tagged , , , , , , , , , , , , , , .

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *