Też łapiecie się na tym, że coraz ciężej wygospodarować wam trochę czasu na wyjazdy? Marzy Wam się tydzień w górach albo podbijanie świata na rowerze, ale nici z planu, bo urlopu brak, a obowiązki codzienne przytłaczają swoją ilością? Zdecydowanie, aby nie zwariować trzeba mieć jakąś odskocznie. Dobrze jest wyrwać się, choć na chwilę, zatrzymać i naładować baterie. Dla wszystkich zapracowanych w mojej ocenie idealną opcją są tzw. Mikrowyprawy.
Mikrowyprawy to nic innego jak dowolny wypad, niewiążący się z rzucaniem pracy czy wydawaniem ogromnych sum pieniędzy na podróże. Weekendowy wypad do lasu może być taką naszą mikrowyprawą, w końcu przygoda czai się tam na każdym kroku!
Idąc tym torem, od dłuższego czasu z bratem wybieraliśmy się na rowery. Kiedyś zdecydowanie częściej jeździliśmy na długie trasy, przejazdy w górach i podobne wyjazdy. Teraz kiedy obydwaj mamy rodziny, dzieciaki i pracę zdecydowanie ciężej jest wyrwać się na taki dłuższy rowerowy wypad. Nie znaczy to jednak, że się nie da i nie trzeba od razu się poddawać.
Nie ma co tracić czasu na zastanawianie się, trzeba działać. Szybko ustaliliśmy termin na sobotę wieczór po pracy i zawodach. Pakujemy na lekko rowery i wracamy następnego dnia przed południem.
Wystartowaliśmy ok. godziny 23 i żywo ruszyliśmy w stronę Góry Kalwarii przez Chojnowski Park Narodowy. W nocy wiele zwierząt zwiększa swoją aktywność i nie mam tu na myśli podchmielonych imprezowiczów;) Po drodze udało nam się spotkać kunę, kozła sarny, któremu wiele nie zabrakło, żeby się w nas wpakować oraz sarnę. Na poligon pomiędzy Górą a Czerskiem dotarliśmy ok. 1 w nocy. Rozłożyliśmy hamaki, rozpaliliśmy ognisko i zjedliśmy późną kolację. W końcu był czas, żeby spokojnie posiedzieć przy ogniu i pogadać.
Nad ranem, deszcz przypomniał nam o rozwieszeniu tarpa, którego wcześniej nie chciało nam się rozkładać. Po chwili można było dalej smacznie spać i karmić lenia. O 9 podnieśliśmy się z wyrek i po szybkim śniadaniu dalej w drogę, tym razem przez Konstancin-Jeziorna.
Wyspani, zregenerowani i ze świeżymi umysłami mogliśmy wrócić do domów i cieszyć się dalszą częścią weekendu, który nam pozostał. 😉
Niby raptem kilka godzin, ale jakże istotne w jaki sposób spędzone!
Dystans może nie powalający bo łącznie wyszło ok 80 km, ale jazda w nocy przez las po piachach to zupełnie inne doznania niż długa prosta po twardym;)
Co nieco na koniec o sprzęcie, który zabraliśmy, bo jak było mówione miało być ultralight
Mój zestaw zawierał.
-hamak Lesovik Pantera
-tarp Lesovik Groza
-poncho liner – Woobie-czyli koc, z takiego materiału jak podpinki w M65.
-mini apteczka
-nerka Octa
-mapa papierowa
-kurtka przeciwdeszczowa
-okulary przeciwsłoneczne, zamiennie z przeźroczystymi
Mój brat miał o tyle lepiej, że nie musiał zabierać drugiego tarpa 😉
-hamak Lesovik Duch
-śpiwór Decathlon 760g
-nerka
-okulary przeciwsłoneczne, zamiennie z przeźroczystymi
-apteczka
-terma dł.rękaw
Autor -FoX-